
Czy w kościele pokamedulskim znajdują się szczątki ostatniego dyktatora powstania styczniowego i jego czterech towarzyszy?
Wczesna wiosna 1936 r. Przy Dworcu Gdańskim trwa budowa wiaduktu drogowego łączącego Żoliborz z Muranowem. Robotnicy rozkopujący fosę likwidowanego fortu Mierosławskiego natrafiają na skupisko zniszczonych ludzkich szczątków kostnych, wśród których da się rozpoznać fragmenty kilku czaszek i kości długich. Ostrożnie zbierają znaleziska i zanoszą do najbliższego komisariatu policji. Komendant posterunku rzuca na nie okiem, a następnie podnosi słuchawkę telefonu i wykręca numer do kolegium księży marianów na Bielanach. Zgodnie z poleceniem z samej „góry”, w przypadku zgłoszenia odkrycia ludzkich kości w rejonie cytadeli policjanci mają obowiązek poinformować o tym pewnego duchownego...
Kolekcjoner cennych archiwaliów
Ksiądz Józef Jarzębowski był nauczycielem i zapalonym zbieraczem zabytków związanych z dziejami Polski. Gromadził rękopisy, dokumenty, książki, fotografie, ryciny, biżuterię, monety i rozmaite historyczne „szpargały”. Szczególnie interesował się powstaniem styczniowym. Swego czasu należał do najwytrawniejszych znawców tej tematyki, wysoce ceniono jego pokaźną kolekcję źródeł i opracowań dotyczących zrywu roku 1863.
W drugiej połowie lat 20. w murach mariańskiego gimnazjum męskiego duchowny zorganizował muzeum historyczne, które chętnie odwiedzali nie tylko wychowankowie szkoły. Wśród licznych eksponatów z różnych epok znajdowały się tam pamiątki z okresu powstania styczniowego, w tym osobiste przedmioty Romualda Traugutta – ostatniego powstańczego dyktatora, który w sierpniu 1864 r. został stracony wraz z czterema współpracownikami na stokach warszawskiej cytadeli; ciała pięciu powieszonych patriotów Rosjanie pogrzebali w nieznanym miejscu nieopodal twierdzy.
Jesienią 1935 r. ks. Jarzębowski spotkał się z Bolesławem Markowskim (krewnym Rafała Krajewskiego, straconego wraz z Trauguttem), który zasugerował, że pięciu bohaterów spoczywa w pobliżu budowanego wiaduktu żoliborskiego. Markowski znał tę lokalizację z przekazów rodzinnych. Ksiądz żywo zainteresował się nową wskazówką. Poprosił o pomoc komendanta głównego Policji Państwowej, generała Kordiana Zamorskiego, którego syn uczył się w bielańskim gimnazjum. Generał nakazał policjantom zabezpieczyć ewentualne znaleziska ludzkich kości z placu budowy i meldować o wszystkim kapłanowi muzealnikowi.
Kiedy przyszły wieści z komisariatu, ks. Jarzębowski skontaktował się ze znajomym antropologiem, profesorem Janem Mydlarskim z CIWF. Ten zaś powiadomił swojego kolegę po fachu, profesora Edwarda Lotha z UW. Jeszcze tego samego dnia cała trójka wspólnie oglądała odkryte szczątki. Naukowcy zgodnie ustalili, że kości należały do pięciu osobników płci męskiej, z których jeden był wysoki. W międzyczasie asystentka profesora Mydlarskiego odwiedziła córkę Traugutta Annę Korwin-Juszkiewicz, by wykonać dokładne pomiary jej twarzoczaszki i uzyskać w ten sposób dane porównawcze – Juszkiewiczowa była ponoć uderzająco podobna do ojca. Antropolog pragnął zrekonstruować wygląd twarzy „Traugutta”, lecz nie pozwolił na to zły stan zachowania czaszek.
Trumna i tablice
Zagadkowe szczątki przez kilka miesięcy zalegały na komisariacie, po czym trafiły w końcu do zbiorów bielańskiego muzeum. Ksiądz Jarzębowski uznał, że z dużym prawdopodobieństwem należały one do Traugutta i jego współpracowników. Przyjął, że owym rosłym jegomościem był Jan Jeziorański, który, według relacji świadków egzekucji, wyróżniał się z całej piątki postawną budową.
Kości oraz zapieczętowany szklany relikwiarzyk złożono w małej, modrzewiowej trumnie, obitej miedzianą blachą i wyściełanej czerwonym materiałem. Wykonał ją artysta Szymon Poprzęcki, nauczyciel rysunku z mariańskiego gimnazjum. Ze wspomnień ks. Jarzębowskiego wiadomo, że trumienka została umieszczona w arcosolium (tzn. łukowatej niszy) w kapliczce jednego z domków pokamedulskich, nazwanego „domkiem Traugutta”, gdzie kapłan urządził wystawę o powstaniu styczniowym. Przypuszczam, że był to domek nr 5, ufundowany przez Kazimierza Leona Sapiehę, z herbem Lis nad wejściem.
Przy trumnie zawisła potem marmurowa płyta z inskrypcją (pisownia oryginalna): „Świętej i wiekopomnej pamięci dyktatora Romualda Traugutta oraz towarzyszów trudów i męczeńskiej śmierci: Romana Żulińskiego, Rafała Krajewskiego, Józefa Toczyskiego i Jana Jeziorańskiego w 75 rocznicę skonu 5.VIII.1864 – 5.VIII.1939”. Tablica, uszkodzona podczas wojny, została później odnaleziona w podziemiach pokamedulskiej świątyni.
Ponadto w kapliczce „domku Traugutta” wisiały jeszcze dwie tablice upamiętniające uczestników powstania styczniowego: Mariana Dubieckiego (późniejszego historyka i biografa Traugutta) oraz poległego w bitwie pod Salichą szesnastoletniego Stasia Żółkiewskiego. Obie płyty odsłonięto w październiku 1938 r.
W latach powojennych trumnę przeniesiono do ołtarza w dawnym kapitularzu kościoła kamedułów. Kapitularz, znajdujący się na lewo od ołtarza głównego, obecnie służy jako kaplica.
Badania genetyczne
Ponad pół wieku później, z inicjatywy księdza proboszcza Wojciecha Drozdowicza i burmistrza gminy Warszawa-Bielany Karola Szadurskiego, ruszyły badania nad tajemniczym grobem. Ksiądz Drozdowicz wspominał słowa burmistrza: „Trzeba sprawdzić co jest z tym Trauguttem, no bo ludzie w mieście gadali, że tutaj Traugutt został pochowany”. Pomysł poparł sam prymas Józef Glemp.
Rankiem 26 czerwca 2002 r. z krypty pod ołtarzem w kapitularzu wydobyto ozdobną trumienkę. Historycy Wiesław Wysocki i Janusz Odziemkowski (profesorowie z UKSW) oraz Jerzy Wągrodzki z Muzeum Niepodległości obejrzeli szczątki i naliczyli pięć mocno zniszczonych czaszek. Specjaliści z Zakładu Medycyny Sądowej warszawskiej Akademii Medycznej – Agnieszka Pollak i Piotr Kuźniar – oddzielili za pomocą piły kawałki kości do analiz laboratoryjnych. Pracom przyglądał się prawnuk Traugutta, pułkownik Andrzej Juszkiewicz (zmarły w 2009 r.). Wydarzenie śledził obiektyw kamery – ujęcia z ekshumacji możemy zobaczyć w interesującym filmie dokumentalnym „Sprawa Traugutta” w reżyserii Mariusza Kobzdeja.
Próbki poddano badaniom genetycznym pod kierunkiem doktora Rafała Płoskiego. Mitochondrialne DNA dziedziczy się w linii żeńskiej, toteż w celu pozyskania materiału porównawczego badacze musieliby dotrzeć do grobów matki lub babki Romualda Traugutta. Matka spoczywa na Białorusi, a babka bodaj w Petersburgu. Nie mam wiedzy, czy odnaleziono pochówki tych kobiet. Wykorzystano jednak inną możliwość: pozyskano próbki materiału biologicznego z okularów i notatnika należących do Traugutta, przechowywanych wówczas w muzeum mariańskim w Fawley Court w Anglii. To tam, nad Tamizę, trafiła po wojnie część rozproszonych bielańskich zbiorów ks. Jarzębowskiego (od 2010 r. to muzeum działa w Licheniu Starym).
Badania laboratoryjne zakończyły się niepowodzeniem. Andrzej Melak i Łukasz Kudlicki w artykule „Pięć czaszek z Cytadeli” („Nasz Dziennik” nr 180/2014) przytoczyli słowa dr. Kuźniara: „Zwłoki najpewniej przysypane były wapnem, wyługowano materiał genetyczny. Nie udało się wyodrębnić DNA”. Na dalsze badania zabrakło wtedy funduszy. Zagadka tożsamości denatów pozostaje nierozwiązana.
Kości z bielańskiego kościoła to nie jedyne rzekome szczątki Traugutta i jego czterech towarzyszy. W maju 1920 r. nieopodal cytadeli odkopano pięć czaszek, które uroczyście pochowano przy tzw. krzyżu Traugutta koło fortu Legionów. Kolejne takie znalezisko odkryto w sąsiedztwie twierdzy w 1972 r. Zapewne nigdy nie dowiemy się, gdzie naprawdę spoczywa ostatni dyktator powstania.
Autor: Mateusz Napieralski