Czy trzeba być profilowaną szkołą, aby osiągać najlepsze wyniki w sporcie? Niekoniecznie, a przykład daje 77. z Młocin. Dzięki pasji i ambitnej kadrze, w tym trenerowi Karolowi Galiczowi, bije ona w rankingach inne bielańskie szkoły. W rozmowie z „Naszymi Bielanami” Galicz opowiada nam o swoim spojrzeniu na dzielnicę, sport, w tym bliski jego sercu bieg na orientację.
Aleksandra Zborowska: Czy Bielany to dzielnica bliska Pana sercu?
Karol Galicz: Zdecydowanie tak. Od urodzenia mieszkam na Bielanach, tu przeszedłem wszystkie stopnie edukacji – od podstawówki do studiów na AWF. Bielany mają wszystko, czego potrzebuję do dobrego życia. Wychowałem się na Wrzecionie i uważam, że przez ostatnie 20 lat to osiedle zdecydowanie zmieniło się na lepsze. Zresztą jak cała Warszawa.
A czy jest gdzie uprawiać sport na Bielanach?
Oczywiście! Mój matecznik do treningów to Lasek Bielański i Puszcza Kampinoska. Mieszkańcy Bielan mają tę unikatową możliwość, by cieszyć się rekreacją i uprawianiem sportów w jednych z najpiękniejszych terenów leśnych w Warszawie. Mamy tu też świetne obiekty sportowe, prężnie działające kluby i sekcje z dobrym wyposażeniem i profesjonalnymi instruktorami, choćby mój klub „Wataha”. Mamy na Bielanach najlepszą w Polsce uczelnię sportową, AWF. Od niedawna także mieszkańcy Warszawy mogą korzystać z uczelnianego stadionu.
Jest Pan mistrzem Polski w dla mnie tajemniczo brzmiącej dyscyplinie – bieg na orientację. Czy w tej dyscyplinie ważniejsze jest bieganie czy umiejętność dobrego orientowania się w terenie?
I jedno, i drugie! Bieg na orientację polega na tym, aby w jak najkrótszym czasie pokonać określoną wcześniej trasę, poruszając się od punktu do punktu, nie omijając żadnego z nich, i w kolejności ustalonej przed zawodami. Wiemy tylko, gdzie zaczynamy bieg i gdzie go kończymy, natomiast sama trasa jest zawsze niespodzianką.
O lokalizacji punktów, do których musimy dobiec, dowiadujemy się z chwilą otrzymania mapy. Aby odnosić sukcesy sportowe w biegu na orientację, trzeba być jednocześnie bardzo dobrym biegaczem i świetnie czytać mapy, dobrze nawigować.
Jak GPS?
Odpowiem żartem, że nawet lepiej. Przede wszystkim należy nauczyć się dobrze czytać mapy, to podstawa tego sportu. Dlatego nawet dzieci i seniorzy mogą odnosić sukcesy w tej dyscyplinie, jeśli traktują ją jako sport amatorski. Natomiast już przy profesjonalnym uprawianiu biegu na orientację szybkość zawodników jest porównywalna do osiągnieć lekkoatletów – ok. 3 minut na kilometr. Ja zaczynałem jako lekkoatleta.
A skąd wiadomo, że zawodnik znalazł punkt i do niego dobiegł? Nie da się oszukać?
Nie. Na oznaczonym punkcie jest zakodowana informacja, a zawodnicy mają specjalne chipy, którymi potwierdzają obecność na punkcie kontrolnym. Nie można więc powiedzieć, że się dobiegło do oznaczonego punktu, jeśli się tego nie zrobiło. Oczywiście, bywa, że zawodnik ominie punkt, bo go nie znajdzie, wtedy jest nieklasyfikowany.
Panu też się to zdarzyło?
Niejednokrotnie. Brałem udział w wielu trudnych zawodach w wymagających terenach, takich jak Skandynawia, Czechy, Estonia czy Portugalia. Zdarzyło mi się siedzieć bezradnie na bagnie w środku niczego i płakać.
Nie zniechęciło to Pana?
Sport to nie tylko pasmo zwycięstw. Dla mnie najważniejsze są sama rywalizacja, wyzwanie, kontakt z naturą, pokonywanie przeszkód w terenie, a przy okazji własnych słabości. Moje pierwsze zawody sportowe w biegu na orientację miały miejsce w 2009 r., gdy miałem 22 lata. Zająłem ostatnie miejsce, ale byłem bardzo szczęśliwy, że ukończyłem bagienną trasę, że odnalazłem wszystkie punkty kontrolne. Z czasem było już tylko lepiej i obecnie w niemal każdym terenie czuję się jak ryba w wodzie, a im bardziej wymagający las, tym lepiej dla mnie... Zdarzają się sezony, w których mam ponad 100 startów z mapą, każda trasa jest inna, każdy bieg jest niepowtarzalną przygodą i wyzwaniem.
A który był najtrudniejszy do tej pory?
Mam za sobą sporo trudnych biegów. Najbardziej ekstremalny to Mistrzostwa Świata w 24-godzinnym biegu na orientację w Finlandii, w którym trzeba było zaliczyć jak największą liczbę punktów kontrolnych, a jednocześnie trasa była tak wytyczona, że wszystkich punktów nie dało się znaleźć. Trzeba więc było nie tylko biec po bardzo trudnym terenie, nie tylko nawigować i czytać mapę, ale też szybko zdecydować, których punktów „szukać”, a które „omijać”. Pokonałem wówczas trasę o długości ponad 100 km.
Skandynawia to matecznik biegów na orientację, z najtrudniejszymi trasami, ale i z masowym charakterem. Często w zawodach na orientację bierze tam udział po kilka tysięcy osób jednocześnie. W największej tego typu imprezie, w Szwecji – Oringen, uczestniczy rokrocznie ponad 20 tysięcy biegaczy! W Polsce ta dyscyplina sportu systematycznie zyskuje na popularności. Imprezy mistrzowskie, zarówno te krajowe, jak i międzynarodowe, rozgrywane są na czterech dystansach: sprint, średni, klasyk i sztafety. O medale walczy się również w biegu nocnym i długodystansowym. Każdy dystans ma inną charakterystykę i stopień trudności.
Co jest w tym sporcie najbardziej pociągające?
Kontakt z naturą. Trasy biegną zwykle przez tereny zielone, przez lasy. Biegnie się samemu, więc można się wyciszyć, jest się zdanym tylko na siebie. Trzeba poznać swój organizm, swoje umiejętności, możliwości, psychikę. Każdy zawodnik ma własną taktykę. To mnie bardzo pociąga, bo jestem indywidualistą. Jednocześnie, jak w każdej rozgrywce sportowej, także w biegach na orientację jest element rywalizacji i konkurencji.
Czy to sport dla każdego, czy tylko dla wyczynowców?
Absolutnie dla każdego. Nie trzeba być sportowcem o znakomitej kondycji, by czerpać radość z uprawiania tej dyscypliny. Wiele klubów, w tym nasza „Wataha”, organizuje zawody dla amatorów, dla dzieci, seniorów, a także dla osób niepełnosprawnych.
Można wybrać odpowiednią trasę, zaczynając od krótkiej, najprostszej, najmniej wyczerpującej. Wówczas jest się bardziej detektywem, szukającym punktów kontrolnych, niż biegającym szybko lekkoatletą, ale też można czerpać wiele satysfakcji i przyjemności. Na początek dobre są tereny miejskie, gdzie nawigacja jest sporo łatwiejsza niż w lesie. W imprezach popularyzacyjnych oferujemy zazwyczaj 4 trasy, o różnym stopniu trudności, do wyboru. Najstarsi zawodnicy mieli prawie pod setkę. Pierwszy puchar Bielan, który organizowałem, w 2015 roku, odbył się właśnie w okolicach Chomiczówki,. Każdego roku organizujemy taki bieg i zapraszamy na niego wszystkich chętnych, nie tylko mieszkańców Bielan.
Jak zachęciłby Pan rodziców, aby wysyłali dzieci na tego typu zawody?
Dla dzieci może to być fajna przygoda, bo to trochę jak szukanie skarbów zaznaczonych na mapie. To sport rozwijający nie tylko fizycznie, ale też intelektualnie.
Czy udało się Panu, jako trenerowi, nauczycielowi WF, wykształcić młodych zawodników?
Oczywiście i jestem dumny z każdego z nich, bez względu na osiągnięcia. Młodzież chętnie podejmuje aktywność fizyczną, wiedzą, że nie zawsze się wygrywa, sam udział w zawodach to już duży sukces i frajda. Wśród wychowanków mam obecnych kadrowiczów Polski w biegu na orientację i w orientacji precyzyjnej. Zaszczepiłem w nich pasję do tego sportu podobną do tej, jaką mam ja sam. W tym roku Polskę na arenie międzynarodowej reprezentowało trzech moich uczniów – Bartek Maciejewski na Mistrzostwach Europy Juniorów oraz Bartek Stopczyński i Tymek Pachucki na Mistrzostwach Świata w orientacji precyzyjnej.
Pan pochodzi z rodziny o sportowych tradycjach?
Tata był kolarzem, a mama lekkoatletką i siatkarką – do dziś uprawia sporty, bierze udział także w biegach na orientację i osiąga sukcesy w swojej grupie wiekowej. Moja mama jest dowodem na to, że sport jest dobry dla ludzi w każdym wieku.
Jakie jeszcze dyscypliny sportu Pan uprawia oprócz biegów na orientację i lekkoatletyki?
Dość nietypową – bieg po schodach. Największy budynek, na jaki wbiegłem po schodach, miał 80 pięter, podczas zawodów w Abu Dhabi, zająłem wówczas 7. miejsce. W 2016 r. wygrałem bieg im. Stanisława Tyma po schodach na szczyt Pałacu Kultury w Warszawie. Pan Tym wręczał mi medal.
Lubię też biegi górskie. Zdarzyło mi się wówczas spotkać sarny, łosie, lisy, jelenie, a nawet raz, w Tatrach, niedźwiedzia. Na szczęście nie był zainteresowany, by biec za mną.
Jak szybko można wbiec na Pałac Kultury?
Pokonałem 30 pięter w 3 minuty i 37 sekund.
A w ile minut Pan zszedł?
Zjechałem windą. Zdecydowanie wolę w chodzić na górę, niż schodzić w dół.
Rozmowa ukazała się w gazecie “Nasze Bielany” nr 6/2022.