Cieszymy się, kiedy ludzie mówią, że czują się u nas swobodnie, bo o to właśnie chodzi w Miejscach Aktywności Lokalnej. Staramy się, aby w Samogłosce panowała nieformalna, domowa atmosfera. To przyciąga ludzi i sprawia, że chcą z nami być i działać – mówi w rozmowie z „Naszymi Bielanami” Anna Płachecka, koordynatorka MAL-u Samogłoska.
Karolina Rudzik: Niedawno obchodziliśmy 5 lat MAL-u. Czy to dla Ciebie ważne 5 lat?
Anna Płachecka: Pewnie, że tak! Pięć ostatnich lat to przygoda, którą ciężko streścić w kilku zdaniach. To naprawdę solidna szkoła działania i sprawdzian umiejętności. Tworzenie nowego miejsca kultury i budowanie społeczności wokół niego jest złożonym i długofalowym procesem. Przechodzenie przez te meandry bardzo mnie wzbogaciło i wciąż rozwija. Poznałam wiele wspaniałych osób z bliskiego i dalszego sąsiedztwa. To właśnie ci ludzie dmuchają w żagle Samogłoski, dzięki nim płyniemy razem do przodu. A najbardziej cieszy fakt, że to dzieje się naturalnie i dobrowolnie.
Co się zmieniło przez te 5 lat w świadomości lokalnej?
Myślę, że stworzyliśmy wiele okazji do tego, aby mieszkańcy przekonali się, że Młociny mają ciekawą historię. Znajomość miejsca, w którym żyjemy jest potrzebna, bo tworzy wspólny punkt odniesienia. To jest płaszczyzna, na której możemy się spotkać, niezależnie od wieku czy stażu zamieszkania w okolicy. Jako społeczność potrzebujemy takich wspólnych mianowników. Obserwuję to nie tylko przy okazji spacerów historycznych. Sąsiedzi dobrze się czują, gdy mogą spotkać się przy ognisku, coś razem ugotować i usiąść przy stole. Takie sytuacje przełamują barierę, która często odgradza nas od osób znanych tylko z widzenia. Wierzę, że w świadomości mieszkańców jesteśmy miejscem, gdzie spotykają się różne sąsiedzkie ścieżki, gdzie można zrealizować swoją inicjatywę lub zwrócić się z pomysłem na spotkanie. Każde kolejne wydarzenie zainicjowane przez sąsiadów wzmacnia w nich poczucie sprawczości i bycia potrzebnym. To niesamowite, że dzięki naszej różnorodności możemy wnieść do lokalnej społeczności tak wiele – o wiele więcej, niż nam się wydaje.
Jaką informację zwrotną otrzymujecie najczęściej od mieszkańców?
Mieszkańcy bardzo nas wspierają. Każde ciepłe słowo wynagradza i napędza nas do dalszej pracy. Bez tej wymiany energetycznej ciężko byłoby zachować zdrowy balans i utrzymać zapał do pracy. Cieszymy się, kiedy ludzie mówią, że czują się u nas swobodnie, bo o to właśnie chodzi w Miejscach Aktywności Lokalnej. Staramy się, aby w Samogłosce panowała nieformalna, domowa atmosfera. To przyciąga ludzi i sprawia, że chcą z nami być i działać.
Jakie projekty są wg Ciebie najciekawsze?
Najbardziej ciekawią mnie projekty, które dopiero się wydarzą. Lubimy zaskakiwać siebie i innych! Dobrze, jeśli projekt jest oryginalny i atrakcyjny, ale najważniejsze, aby był potrzebny i ważny ze społecznego punktu widzenia. Działania w Samogłosce staramy się opierać na obserwacji lokalnych potrzeb. Na przykład kiedy uznaliśmy, że brakuje nam miejsca do działań poza budynkiem, zamieniliśmy pobliski nieużytek w uroczy sąsiedzki ogród. To był strzał w dziesiątkę! Iza Zawisza i ja mamy też niezłą intuicję – lubimy się nią kierować, bo trochę już znamy Młociny i naszych sąsiadów. Potrafimy zaproponować od siebie coś, co dobrze wpisze się w lokalny kontekst. Do dziś wspominamy wyjątkowy projekt, jakim były dla nas „Korzenie Młocin”. Lokalna historia spotkała się w nim ze wspólnym wymyślaniem i gotowaniem młocińskich potraw na sąsiedzką kolację. To było prawdziwe sąsiedzkie święto i uczta dla podniebienia. Tak trzeba żyć!
Jakie tematy najbardziej interesują lokalną społeczność?
Każdy z nas jest inny, a nasze zainteresowania i potrzeby zmieniają się razem z nami. Dlatego staramy się, aby w Samogłosce poruszać różne wątki, nie tylko lokalne, młocińskie. Wiele osób ma potrzebę tworzenia czegoś własnymi rękami, stąd tyle u nas warsztatów artystycznych i rękodzielniczych (makrama, wyplatanie z wikliny, filcowanie, akwarela, krawiectwo, majsterkowanie). Innym bliżej do pracy z ciałem i głosem (joga, pilates, śpiew). Wspaniałą, integrującą aktywnością, którą lubimy wszyscy, jest wspólne gotowanie. Przez dość długi czas pandemia wstrzymała nasze spotkania kulinarne, ale teraz planujemy wrócić do nich pełną parą.
Czy łatwo zmotywować bielańczyków do aktywności twórczej?
Aktywność lub jej brak jest sprawą bardzo indywidualną. Równie wiele jest osób, które mają to we krwi, jak tych, które wolą nie angażować się wcale i realizują się na inne sposoby. Na przykład wolą być obserwatorami. To też jest OK – nic na siłę! W Samogłosce szanujemy obie postawy, jednocześnie dając przykład i pokazując, że angażowanie się w lokalne życie społeczne przynosi wiele korzyści.
Wierzę, że każdy z nas ma w sobie ten potencjał, choć czasem jest on po prostu uśpiony. Wystarczy popatrzeć, jak wiele z nas uruchomiło wrażliwość społeczną na wieść o sytuacji w Ukrainie. Na szczęście działa tutaj efekt domina – wzajemnie inspirujemy się do tego, aby dać coś od siebie. Te chęci są właśnie najważniejsze, w całej reszcie pomaga MAL Samogłoska.
Czy pandemia i czas postpandemiczny sprawiły, że ludzie szukają wspólnych i rozwijających aktywności, projektów?
Myślę, że przeciągająca się pandemia i obostrzenia sanitarne mocno nas wymęczyły. Potrzebujemy teraz przede wszystkim powrotu do normalności, spotkań z ludźmi i okazji do spędzania razem czasu. Jedni wchodzą w to śmielej, inni pewnie bardziej ostrożnie. Zazwyczaj jednak towarzyszy nam ulga i radość z tego, że wracamy do życia sprzed pandemii. Wiele z nas potrzebuje nadrobić ten czas przestoju – to naturalne.
Co jest najtrudniejsze w pracy w MAL-u?
Dziękuję, że o to pytasz, bo ludzie czasem myślą, że nasza praca to tylko picie herbatki z sąsiadami. Tymczasem multitasking (wykonywanie różnych czynności jednocześnie) czasem przegrzewa nam mózgi. Pracując w małym zespole, musimy godzić ze sobą wiele czynności, których nikt inny za nas nie zrobi. Maile, telefony, zapisy na zajęcia, redakcja tekstów, tworzenie grafik, robienie zdjęć, ogarnianie social mediów, pogawędki z sąsiadami, wymyślanie kolejnych projektów, podlewanie kwiatków, aktualizowanie strony internetowej, zakupy na warsztaty, szykowanie materiałów i sali na zajęcia, utrzymanie porządku, prace w ogrodzie, rozliczanie faktur, no i klasyk, czyli walka z drukarką. Ta lista oczywiście się nie kończy. Staramy się zgrać to wszystko, ale czasem bywa ciężko. Szczególnie, kiedy do tego wszystkiego przytrafi się jakaś nagła sytuacja. Na szczęście pracuję ze wspaniałymi osobami – Iza, Marta i ja bardzo się wspieramy i przegadujemy wszystkie trudne sytuacje. To jest bezcenne – pomaga uporządkować emocje, wyciągać wnioski i iść dalej do przodu.
A jakich projektów nie udało się zrealizować mimo chęci?
Miałyśmy wizję oddania części ogrodu w ręce sąsiadów i udostępnienia im minigrządek pod własną uprawę warzyw. Niestety natłok bieżących spraw odsunął ten pomysł na dalszy plan. Bardzo chciałybyśmy wrócić do niego w przyszłości. Takie ogrodnicze spotkania nad grządką to przecież świetna okazja do poznania nowych osób. Są tu jacyś chętni?
Czy czegoś brakuje w Samogłosce? Co byście chciały zmienić?
Na szczęście kluczowe rzeczy są – ludzie i przestrzeń. Jeśli nam czegoś brakuje, to na przykład wsparcia przy pracach ogrodowych, których zawsze jest dużo, oraz przestrzeni magazynowej w piwnicy. Marzy nam się też rower cargo, który mogłybyśmy wypożyczać sąsiadom na przejażdżki z większym bagażem.
Jakie są plany na kolejne 5 lat?
Zależy nam, aby w kolejnych latach pielęgnować to, co do tej pory wypracowaliśmy z mieszkańcami i zachować ciągłość działań. To może wydawać się mało efektowne, ale w pracy opartej na relacjach z ludźmi jest to absolutna podstawa. Budowanie i utrzymanie zaufania sąsiadów jest dla nas najważniejsze.
Planujemy też poświęcić więcej uwagi rozwojowi lokalnego partnerstwa. Chcemy poznać się lepiej z podmiotami i osobami, które działają w okolicy, ale w różnych obszarach. Będziemy wzmacniać sieć, krzyżować nasze potencjały i dalej tworzyć przyjazne warunki do oddolnej aktywności.
Czuję, że może urodzić się z tego wiele dobrego.
Rozmowa ukazała się w gazecie “Nasze Bielany” nr 5/2022.