Prawie pół wieku temu przy targowisku Wolumen istniało plenerowe kino, w którym grano zagraniczne filmy.
Do połowy lat 70. jedynym kinem plenerowym w Warszawie, takim z prawdziwego zdarzenia, była „Jutrzenka” w Centralnym Parku Kultury na Powiślu. U progu lata 1975 r. na kulturalnej mapie stolicy pojawiła się kolejna tego rodzaju atrakcja. Stołeczny Zarząd Kin zorganizował przy gwarnym targowisku na Wolumenie letnie kino „Przy Lasku”. Swoją nazwę zapewne zawdzięczało pobliskiemu laskowi Lindego bądź zadrzewionemu skwerkowi przy ul. Wergiliusza na tyłach bazarku.
Pierwszy seans rozpoczął się w sobotę 5 lipca 1975 r. o 20.15. Przy Wolumenie wyświetlono amerykański horror „Wążżżż” (w oryginale „Sssssss”, w Wielkiej Brytanii i Japonii dystrybuowany pod tytułem „Ssssnake”) z 1973 r. w reżyserii Bernarda Louisa Kowalskiego. To mrożąca krew w żyłach opowieść o naukowcu, który wynajduje miksturę, zamieniającą ludzi w oślizgłe gady. Polska premiera tego obrazu miała miejsce miesiąc wcześniej.
Wawrzyszewskie kino pod chmurką działało w sezonie ’75 do połowy września. W 1976 r. było czynne od 17 maja do 8 września, a w 1977 r. jedynie przez dwa letnie miesiące – od 1 lipca do 31 sierpnia. Seans – jeden dziennie, we wszystkie dni tygodnia – rozpoczynał się między 19.30 a 21.15. O tych porach słońce skrywało się za kurtynami bloków osiedla Wawrzyszew (będącego wówczas w budowie) lub już zupełnie za widnokręgiem. W „Trybunie Ludu” z 25 września 1975 r. w artykule „Dobry wzór kina «Przy Lasku»” wyjaśniano: „Aparatura, którą dysponują nasze letnie kina, pozwala na wyświetlanie filmów jedynie po zmierzchu. Nawet więc, gdy jest pogoda, kino z reguły przez cały dzień stoi puste”.
Pan Janusz G., bielańczyk i bywalec kina „Przy Lasku”, podzielił się ze mną swoim wspomnieniem: „Rok 1975, pamiętam, bo urodziła się moja córka, chodziłem na filmy z żoną, z wózkiem i ze znajomymi. Wejście do kina było od ul. Wolumen, jak teraz parking, na wprost był duży ekran, a widownia siedziała na ławkach, część w samochodach. Ludzi było mało, było dużo wolnych ławek. Nie pamiętam, czy wchodziło się gratis, czy coś się płaciło. Kino było krótko, może ze dwa, trzy lata”. W sieci przeczytałem wpis pewnego mieszkańca, który wspominał, że w dzieciństwie oglądał filmy przez lornetkę z okna bloku przy ul. Dantego.
Zaimprowizowana widownia mogła pomieścić około 500–600 widzów. W podsumowaniu pierwszego sezonu istnienia kina napisano, że na wieczorne seanse przychodziło średnio 300 osób. Widzowie sączyli oranżady i piwka, spożywali przekąski. Zamiast wykładziny – trylinka pokrywająca bazarowy placyk. Duży ekran, rozpięty na specjalnym rusztowaniu, umożliwiał wyświetlanie filmów panoramicznych. Cała kinowa maszyneria znajdowała się w barakowozie. We wspomnianej „Trybunie Ludu” czytamy, że według dyrektora Stołecznego Zarządu Kin Wiktora Krasowickiego „w przyszłym roku należałoby uruchomić więcej kin na wzór żoliborskiego. Jego założenie pociągnęło za sobą minimalne nakłady inwestycyjne”. Tak też się stało – w sierpniu 1976 r. po drugiej stronie rzeki, przy ul. Białołęckiej, otwarto podobne kino letnie „Bródno”.
Decydentom odpowiadającym za dobór filmów w kinie „Przy Lasku” chyba przyświecała myśl ze słynnego monologu inżyniera Mamonia z „Rejsu” na temat kinematografii: „Szczególnie nie chodzę na filmy polskie, nudzi mnie to po prostu. Zagraniczne to owszem, pójdę sobie. Fajne są filmy zagraniczne”. Przy Wolumenie grano bowiem wyłącznie filmy zza „żelaznej kurtyny”: świeże (lub w miarę nowe) produkcje ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Danii, a nawet Japonii. Można było obejrzeć tu takie głośne tytuły jak „Ojciec chrzestny”, „Wielki Gatsby”, „Szczęki”, „Dzień szakala”, „Mściciel”, „Morderstwo w Orient Expressie” i „Godzina grozy”.
Zauważyłem, że od 1978 r. „bazarowe” kino nie występuje już w prasowych repertuarach. „Express Wieczorny” z 18 lipca 1979 r. pisał, że „istnienie [kina] kolidowało z targowiskiem. Prócz tego frekwencja była fatalna. Ostatnio na seanse przychodziło najwyżej 30 osób i kino trzeba było zlikwidować”. Ciekawe, dlaczego zainteresowanie tak drastycznie spadło, skoro puszczano atrakcyjne filmy? Symbol kina z podpisem „Przy Lasku” widniał na planach Warszawy jeszcze do 1980 r., ktoś po prostu zapomniał o aktualizacji treści.
Można powiedzieć, że bazarek z zapleczem gastronomicznym (bar „Renatka”) i letnim kinem „Przy Lasku” były swoistym prekursorem galerii handlowo-rozrywkowej.
Kinomani z Wawrzyszewa wkrótce mogli znów cieszyć się magią wielkiego ekranu. W marcu 1980 r. przy ul. Goldoniego, nieopodal Wolumenu, otwarto Centrum Kultury Robotniczej (to w prostej linii przodek dzisiejszego Bielańskiego Ośrodka Kultury). Na sali widowiskowej urządzano seanse oraz spotkania dyskusyjnego klubu filmowego.
W ówczesnej dzielnicy Żoliborz był jeszcze jeden plenerowy ekran. W latach 70. i na początku lat 80. w strefie dziecięcej Parku Kultury na Bielanach rozstawiało się letnie minikino „Poziomka”, gdzie w weekendowe popołudnia prezentowano filmy dla najmłodszych.
Autor: Mateusz Napieralski