Jak powstrzymać łzy, gdy słyszy się opowieść o znajomym zabitym strzałem w tył głowy, o sąsiadce której dla zabawy wyrywano paznokcie czy psie katowanym na oczach bezsilnego właściciela? Wolontariuszom, którzy na Bielanach pomagają ukraińskim uchodźcom, często trudno jest zachować nerwy na wodzy, nie pokazać słabości, nie rozpłakać się, gdy słyszą dramatyczne historie. Jednak, choć mija drugi miesiąc wojny w Ukrainie, nie słabnie ani fala uchodźców, ani determinacja ludzi dobrego serca, by nieść
Najlepsze pomysły rodzą się w nocy
W dniu, w którym na Ukrainę spadły pierwsze rosyjskie bomby w tysiącach bielańskich domów zaczęto myśleć, o tym jak pomóc osobom uciekającym przed okrucieństwem wojny. Bo to, że trzeba pomóc nie budziło żadnych wątpliwości. – Zastanawiałam się co mogę zrobić, aż w nocy wpadłam na pomysł, żeby zorganizować zbiórkę zabawek dla ukraińskich dzieci. Do 5 rano wysyłałam maile do moich dostawców namawiając ich, by włączyli się do akcji – opowiada Paulina Balcerzak ze sklepu Zabawki Niebanalne. Pani Paulina, jej przyjaciółka i koleżanka z pracy nagrały krótki film promujący inicjatywę i wrzuciły na fejsbookowy profil. Szybko okazało się, że do pomysłu przekonały nie tylko przedsiębiorców, ale także klientów sklepu i bielańskich sąsiadów. Do lokalu przy ul. Kasprowicza 50 zaczęły spływać m.in. puzzle, zabawki, gry planszowe i pluszaki.
– Staramy się, by każda paczka była adresowana do konkretnej osoby. Dołączamy karteczkę z imieniem dziecka, tak aby każde z nich poczuło się wyjątkowe, że ktoś o nim wie i przygotował prezent z myślą o nim – tłumaczy Paulina Balcerzak.
Pani Paulina w działania na rzecz uchodźców zaczęła angażować coraz więcej osób. – W naszej rodzinie jest aktorka, która mieszka w USA i występuje w serialu Pamiętnik podręcznej. Na Instagramie zaapelowała do fanów, by wsparli naszą zbiórkę dla ukraińskich uchodźców. M.in. dzięki tym wpłatom mogliśmy kupić rzeczy, które przekazałyśmy potrzebującym – mówi. Teraz, wraz z mamą, siostrą i ekipą cudownych ludzi dobrej woli, zabiera się za urządzanie pokoju zabaw dla dzieci w punkcie recepcyjnym.
Co sprawia, że ktoś kto na co dzień zajmuje się prowadzeniem sklepu z zabawkami, nagle rozkręca tak szeroko zakrojoną operację i swoim entuzjazmem porywa innych? – Wiedziałam, że nie mogę pozostać bierna. W ten sposób choć na chwilę można uwolnić się od myśli o tym, co dzieje się za naszą wschodnia granicą, przełamać poczucie bezsilności. Teraz wiem, że pomoc innym uzależnia – tłumaczy. Pozostać bierną wobec nieszczęścia ludzi, którzy nagle stracili wszystko? Tego absolutnie nie wyobrażała sobie również Nela, która przy ul. Podczaszyńskiego prowadzi Dzielnię. Tu zgłaszają się uchodźcy, którzy potrzebują ubrań, środków higieny czy podstawowego wyposażenia domu – małego AGD, sztućców, naczyń. – Ogrom dramatów tych ludzi, głównie kobiet z małymi dziećmi i osób starszych, jest porażający – zaznacza Nela i przyznaje, że to jeden z najtrudniejszych aspektów bycia wolontariuszem. Jak mówi, nikt z jej pokolenia nie był przygotowany na to co się stało, wojna była zamkniętą kartą w podręcznikach historii. – Przez 80 lat świat zastanawiał się jak człowiek w czasie II wojny mógł się pozbyć człowieczeństwa, a teraz dzieje się to samo – mówi. – Pamiętam dziewczynkę, która przyszła do nas i z taką dziecięcą prostotą powiedział: „Cześć, jestem Nadia, mój tata jest na wojnie”. To było przerażające. Pamiętam starszą panią, która rozpaczliwie szukała pomocy dla trójki wnucząt, pamiętam bezradność w oczach dziewczyny w ciąży, która nagle została bez rodziny – opowiada Nelka, dla której wojna w Ukrainie ma szczególny wymiar. – Moja babcia pochodziła ze Lwowa, gdy potrzebowałam odpoczynku, resetu, jeździłam na Ukrainę. Lubiłam panującą tam atmosferę, życzliwych ludzi, i taki specyficzny luz. Teraz martwię się o tych ludzi, a fakt, że zaledwie 60 km od mojego rodzinnego miasta toczy się wojna, wciąż jest dla mnie niewyobrażalne – opowiada.
Najtrudniejsze dla wolontariuszy jest...
Wiele osób przyznaje, że po ponad dwóch miesiącach działania na najwyższych obrotach dopada ich wypalenie. – Czy jesteśmy zmęczeni? Na pewno, ale to co wyniszcza nas najbardziej, to świadomość, że sytuacja w Ukrainie wciąż jest bardzo zła, że tych, którzy potrzebują pomocy jest znacznie więcej niż możliwości jakie mamy – zauważa jedna z wolontariuszek.
– Na początku śledziłam każdą nową wiadomość, zamykałam Dzielnię i jechałam na Dworzec Centralny, by jeszcze tam pomagać. Dziś wiem, że pomaganie to nie sprint, to bieg długodystansowy. Nie można się spalić emocjonalnie już na początku tej drogi dlatego teraz mam okresy resetu, odcinam się od informacji i ładuję baterie do dalszego działania – opowiada Nela.
Radna i wolontariuszka z krwi i kości – Monika Szadkowska, dodaje, że martwi ją czy Polakom starczy zapału i sił, by nadal pomagać. – To nieprawda, że uchodźców jest coraz mniej. Każdego dnia zgłaszają się do nas nowe osoby – mówi radna Monika Szadkowska, organizatorka Pomocnych Bielan, inicjatywy, która powstała, gdy wybuchła pandemia, by pomagać starszym, samotnym osobom. Teraz aktywiści z Pomocnych Bielan ruszyli na pomoc ukraińskim sąsiadom. Monika Szadkowska, o której na Bielanach mówi się, że jest wulkanem energii, w ciągu dnia pracuje w szkole, po południu działa w jedynym już punkcie bezpośredniej pomocy na Bielanach – w budynku ChAT przy ul. Broniewskiego 48. – Codziennie rozdajemy paczki dla kilkudziesięciu rodzin, czasem to 70 paczek, częściej 100. Jesteśmy otwarci od 7 marca i wciąż nie otrzymaliśmy złotówki wsparcia od państwa. To, że pomagamy zawdzięczamy cudownym mieszkańcom Bielan, którzy dzielą się tym co mają – podkreśla Monika Szadkowska. Ale przyznaje, że darów jest coraz mniej. – Przyda się każda, nawet najmniejsza pomoc. Niektórzy myślą, że mają za mało, by przynieść do nas, to nieprawda. U nas liczy się każda para skarpet, każdy kilogram cukru – apeluje.
Samogłoska dla uchodźców
Punkty wydawania odzieży, zbiórki zabawek to nie wszystko co Bielany oferują ukraińskim uchodźcom. Z myślą o nich organizowane są także zajęcia, warsztaty czy lekcje języka polskiego. Jednym z miejsc, do którego mogą przyjść jest Samogłoska Miejsce Lokalnej Aktywności prowadzona przez Annę Płachecką i Izabelę Zawiszę. – Od początku wojny, w Samogłosce organizujemy pomoc. Zgłaszają się do nas sąsiedzi i oferują wsparcie. Mieliśmy już np. warsztaty kulinarne, mamy zajęcia Pilatesa, organizujemy koncert muzyki relaksacyjnej, prowadzimy lekcje języka polskiego – wymienia Izabela Zawisza.
– Początki nie były łatwe, obawiałyśmy się jak sobie poradzimy, bo przecież nie znamy ani ukraińskiego, ani rosyjskiego, ale mimo to udaje się. Jestem dumna z mieszkańców Bielan, bo to przede wszystkim zasługa ich zaangażowania i dobrego serca – zaznacza Izabela Zawisza.
Na Bielanach nie brakuje wolontariuszy, którzy niosą pomoc ukraińskim uchodźcom. Choć nie jest im łatwo łączyć obowiązki zawodowe, rodzinne i wolontariat, nie wyobrażają sobie, by stać z boku, gdy tyle osób potrzebuje wsparcia. I oby starczyło im sił jak najdłużej.
Tekst: Aleksandra Zborowska